czwartek, 6 sierpnia 2015

Cycuś Cycuś

Jeżeli co rano mogłabyś brać udział w konkursie miss mokrego podkoszulka, Twój mąż średnio co trzy godziny zadaje Ci pytanie "czy umyłaś już piersi" a bielizna, którą nosisz zalatuje klimatami sado-maso to wiesz, że karmisz piersią.
Na żaden inny temat nie dyskutowałam z mężem tak zażarcie jak na sprawę karmienia naszej córki w początkowym okresie. Mąż życzył sobie, abym karmiła Różę jak najdłużej, minimum 12 miesięcy. Decyzję o skorzystaniu z rocznego urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego podjęłam już na początku ciąży i miał to być dodatkowy argument męża, że mogę, a wręcz powinnam karmić córkę tak długo, jak długo będę z nią w domu. Nie chcę, żeby to co napiszę brzmiało jakbym była przeciwna karmieniu piersią, ale otwarcie przyznaję, że z jakiegoś powodu przerażała mnie tak kwestia. Pełna obaw w pierwszej dobie samodzielnie podstawiłam Różę do piersi. Brodawki bolały, kręgosłup bolał, ale mała ładnie ssała i wyglądała na wyraźnie usatysfakcjonowaną. W trakcie pobytu w szpitalu trzy razy skorzystałam z pomocy i porady eksperta w sprawie laktacji. Dwa razy chciałam się upewnić, że Róża jest dobrze przystawiona i na pewno się najada. Trzecim razem prosiłam o pomoc w sprawie nawału pokarmu w czwartej dobie. Za każdym razem, gdy położna kontrolowała mój sposób karmienia słyszałam, że robię wszystko dobrze. Niestety przy tym "wszystko dobrze" zawsze dokonywano jakiejś drobnej korekty przystawienia małej, po której wiłam się z bólu i nie mogłam karmić dłużej niż dwie minuty. Wracając do domu z córką po mojej głowie wiła się myśl, że nie dam rady znieść bólu związanego z karmieniem przez 12 miesięcy minimum 8 razy na dobę. Nieśmiało wspominałam mężowi, że powinniśmy rozważyć butelkę "jakby co". Pierwszego dnia w domu odwiedziła mnie siostra. Na pytanie jak radziła sobie z bólem brodawek odpowiedziała, że gryzła koc albo poduszkę i karmiła dalej. Tego wieczoru mąż wyszeptał mi, że rozmawiał z moją siostrą o bólu piersi podczas karmienia, bo widzi jak cierpię za każdym razem, gdy nasza Róża zaczyna posiłek. Moja siostra przy drugim dziecku straciła pokarm w drugim miesiącu i podobno powiedziała mojemu mężowi, że mimo tego, że Sara skończyła już 13 miesięcy nadal nie może odżałować, że karmiła ją tak krótko.
Maleńka dziś rano skończyła 12 dobę. Nie powiem, że karmienie nie boli, ale wczoraj w południe nie mogłam się doczekać, aż minie jej czas drzemki, aby ją przystawić do piersi. Jedna z położnych, z którą rozmawiałam o laktacji powiedziała mi, że najważniejsze to się nie zniechęcać, bo karmienie piersią to piękne doświadczenie. Wtedy w szpitalu miałam ochotę zaśmiać się przez łzy, a dzisiaj nieśmiało przyznaję jej rację.

Dodatek:
Róża została podstawiona do mojej piersi już godzinę po porodzie. W ułamku sekundy objęła usteczkami brodawkę i zaczęła pięknie ssać. Zuch dziewczyna, albo dobra wróżba na przyszłość ;)
W szpitalu dostępnych było mnóstwo poradników odnośnie laktacji i karmienia piersią. W każdym z nich znalazłam informację, że prawidłowe karmienie piersią nie powinno powodować bólu brodawek, a jedynie uczucie wypływania pokarmu.
Osobiście najbardziej lubię karmić Różę na leżąco. Obu nam jej w tej pozycji komfortowo i nie widzę powodu, aby na siłę karmić małą w jakiejś innej pozycji, gdy mamy do dyspozycji duże łóżko. Oczywiście w urzędzie bądź w szpitalu na wizycie kontrolnej karmiłam małą korzystając z pozycji klasycznej. Zapewne minie trochę czasu zanim obie znajdziemy dogodne ułożenie naszych ciał podczas pozycji siedzącej, ale najważniejsza jest i tak wygoda córki i jej spokojne najadanie się.
Mimo wspominanych "korekt" wprowadzanych przez położne Róża pięknie przybiera na wadze i przy każdej zmianie pieluszki widzimy efekty karmienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz